Niektórzy ludzie rodzą się piękni, bogaci, inteligentni ponad przeciętną i nic w tym dziwnego, że im EGO przerasta wszerz i wzdłuż osobowości.
Niektórzy, nawet jeśli daleko im do piękności, bogactwa czy mądrości mają wybujałe ego. To również dziwić nie powinno, bo kiedy nie mają niczego, czym mogą błysnąć, tylko wysokie mniemanie o sobie ratuje ich przed byciem nikim. A nikt nie chce być nikim, każdy chce być KIMŚ i odbić swoje piętno, jeśli nie w całym Wszechświecie, to chociażby lokalnie.

Dopóki przerośnięte EGO nie przekracza granicy wywyższania się nad innymi, można mu tą przypadłość wybaczyć – w imię tolerancji dla odmiennych stworzeń i radości, jaką niesie podziwianie dziwnych okazów żyjących nadal na wolności.
Kiedy jednak EGO przekroczy magiczną granicę… Niech opatrzność ma je pod swoją opieką, albowiem gdzieś tam za lasem jakiś zawistnik lub zdegustowany ostrzy już na nie swoje widły.
Moje ego rozrosło się do rozmiarów hiperinflacji, jaka nastała w Polsce pod koniec lat osiemdziesiątych i jest równie milusie:)
Pomimo wrodzonej fałszywej skromności, nie jestem w stanie się go wyprzeć. To w końcu moja tożsamość, część składowa, która mnie tworzy i kreuje. I tylko czasem, gdy zaczyna gwiazdorzyć, ja również sięgam po widły i zaczynam je ostrzyć.
Widok połyskujących w słońcu wideł działa na moje ego wyciszająco, a ja na powrót staję się ikoną spokoju oraz fałszywej skromności.
GraWo